„Moda jest mną, to moje DNA” – Tomasz Jacyków o Warsaw Fashion Week, stylu Polaków i sile tożsamości

„Moda jest mną, to moje DNA” – Tomasz Jacyków o Warsaw Fashion Week, stylu Polaków i sile tożsamości

Dodano: 
Tomasz Jacyków
Tomasz Jacyków 
Z Tomaszem Jacykowem – kostiumografem, projektantem stylistą, komentatorem stylu i członkiem Rady Programowej Warsaw Fashion Week – rozmawiamy o tym, co znaczy dziś moda w Polsce, jaką rolę może odegrać Warsaw Fashion Week i dlaczego warto myśleć odważnie.

Warsaw Fashion Week po raz pierwszy znalazł się w Międzynarodowym Kalendarzu Pokazów. Co to dla Pana znaczy?

To bardzo ważny moment. Wreszcie mamy Warsaw Fashion Week, czyli polski odpowiednik światowych tygodni mody. Wchodzimy do globalnego obiegu i pokazujemy naszą, polską energię. Chcemy opowiadać o modzie globalnej przez pryzmat regionalnej tożsamości. Czy Polska jest gotowa dołączyć do grona modowych stolic? Tego jeszcze nie wiemy. Ale dopóki czegoś nie zrobimy, nie przekonamy się.

Czy da się porównać Warsaw Fashion Week z Nowym Jorkiem, Mediolanem, Paryżem?

Nie można tego porównywać. Tamte wydarzenia mają swoje tradycje, swoją tożsamość – my jesteśmy na początku drogi. To jak porównywać niemowlę z dorosłym. Nie traćmy energii na kompleksy – zróbmy swoje.

Jak ocenia Pan poziom polskich projektantów – tych doświadczonych i debiutantów?

Poziom jest różnorodny, jak wszędzie. To sztuka, więc nie da się jej mierzyć miarą obiektywną. Ale mamy wielu utalentowanych ludzi i ogromny potencjał. Problemem nie są projektanci – tylko rynek. Nie mamy sieci kupców, którzy chcieliby kupować i promować ich projekty. Musimy ten rynek stworzyć – bo bez niego mówimy o festiwalu przebierańców, a nie o poważnym wydarzeniu branżowym.

Czy styl Polaków się zmienia? Czy ubieramy się odważniej, bardziej świadomie?

Nie da się tego uogólnić. W większych miastach widać styl europejski, kosmopolityczny. Ale są też miejsca, gdzie ludzie zupełnie się tym nie przejmują – i mają do tego prawo. Moda jest dla mnie wszystkim, ale nie jest podstawową wartością społeczną. Nie każdy musi się nią zajmować.

Jakie błędy modowe wciąż popełniamy jako społeczeństwo?

Nie chodzi tylko o pieniądze, ale też o mentalność. Mamy opory, kombinujemy. Ktoś woli kupić replikę torebki i kran od znanego projektanta, niż postawić na jakość. A panowie? Nadal chodzą w przyciasnych garniturkach i rurkach niemodnych od pięciu lat. Styl to nie tylko ubranie – to świadomość, jak i po co coś nosimy.

Czy styl to coś wrodzonego, czy można się go nauczyć?

Dryg – owszem – to talent. Ale klasyki, proporcji, gry kolorów można się nauczyć. Feelingu nie da się wymusić, ale nie każdy musi go mieć. Tak jak nie każdy ma śpiewać, tylko dlatego że inni to robią.

Na co zwracał Pan uwagę jako członek Rady Programowej Warsaw Fashion Week przy wyborze projektantów?

Chciałem pokazać Polakom projektantów, którzy odnieśli sukces za granicą, ale są anonimowi w kraju. Polaków z butikiem w Paryżu czy Dubaju, którzy nie wypierają się swoich korzeni. Chciałem również dać przestrzeń tym, którzy nie należą do elitarnej grupy „tych samych” od lat. Brakuje świeżej krwi w mainstreamie. Fashion Week może być impulsem, by to zmienić.

Jakie były największe wyzwania przy organizacji pierwszej edycji wydarzenia tej skali?

Najtrudniejsze było odeprzeć falę hejtu. Zanim jeszcze ogłosiliśmy program, już spadła na nas lawina krytyki. Ale mimo tej niechęci, frustracji, trzeba to robić. Trzeba budować coś nowego – i dążyć do tego, by wydarzenie było cykliczne.

Justyna Steczkowska zadebiutuje jako projektantka we współpracy z Angeliką Józefczyk. Jak Pan ocenia ten duet?

Justyna jest gwiazdą – niekwestionowaną. Od lat tworzy swoje własne Hollywood, jest niezwykle konsekwentna. Jej styl jest estradowy, teatralny – ale my lubimy taką estetykę. Myślę, że projekt ma potencjał komercyjny – wiele kobiet marzy, by wyglądać jak Justyna. To ważne, że pokazujemy różnorodność. Moda powinna być pluralistyczna, nie ograniczona do jednego nurtu.

Czy łączenie mody z muzyką to przyszłość, czy ryzyko?

To nie nowość – moda zawsze była częścią sztuki. Wielcy projektanci otaczali się malarstwem, rzeźbą, muzyką. Estrada to święto – i artysta powinien być odpowiednio ubrany, zgodnie z tym, co śpiewa, dla kogo i po co.

Jakie rady dałby Pan młodym projektantom w Polsce?

Po pierwsze – znajdźcie mecenasa. Moda to pieniądze, bez inwestycji nic się nie wydarzy. Trzeba mieć wizję, grupę docelową – wiedzieć, czy chce się tworzyć modę uliczną, czy wysoką. A przede wszystkim – trzeba mieć pasję. Pasja zamienia porażki w schody do sukcesu.

Jaki moment w swojej karierze uważa Pan za przełomowy?

Poznanie Marka Czudowskiego – mojego mentora. Wprowadził mnie w świat show-biznesu, nauczył patrzeć na życie. Również Krystyna Kaszuba, Danuta Ryder – silne kobiety, które miały ogromny wpływ na mój rozwój. Spotkania z Muglerem, Gaultierem, Lagerfeldem – one mnie ukształtowały. Uwielbiam ludzi, którzy coś znaczą. Jeśli robię na nich wrażenie – czuję się szczęśliwy.

Czy jest jakaś stylizacja, z której jest Pan szczególnie dumny?

Z każdej kolejnej. Są rzeczy, z których jestem mniej dumny – jak każdy. Ale są też takie, które pamiętam zawsze: pokaz na 75-lecie Volvo, kostiumy do „Iwony, księżniczki Burgunda”, „Our House”, „Rock of Ages”. Tego jest sporo.

A czego nigdy by Pan nie założył – nawet dla prowokacji?

Nie ma „nigdy”. Ale są rzeczy, których już bym nie założył – bo się wyszalałem. Na przykład krótkie skórzane szorciki z kieszonką na „sprzęt” i oficerki – cudowny czas, 30 lat temu. Teraz to już nie moja estetyka. Z wiekiem zmienia się nie tylko ciało, ale też energia.

Moda to dla Pana…?

Moje życie. Moje DNA. Urodziłem się, by być częścią tego procesu, który trwa od tysięcy lat. Moda jest mną, ja jestem modą. I myślę, że w tym procesie umrę.


  • Partnerzy serwisu
  • Warsaw Fashion Week – WFW