Artykuł sponsorowany

Ciało nie kłamie. Mateusz Łada o seksualności, fetyszach i wystawie, która zmieni Smolną w katedrę zmysłów

Dodano:
Mateusz Łada – fotograf, współorganizator wystawy „Ciało nie kłamie” Źródło: Materiały prasowe / Rodzik Agency PR
12 września odbędzie się w Warszawie przy ul. Smolnej 38 wystawa, która będzie inna niż wszystkie, bo nawiązuje do religii oraz podejścia człowieka do ciała. O tym jak można połączyć te kontrowersyjne tematy Mateusz Łada – fotograf, współorganizator wystawy.

Tytuł Twojej wystawy brzmi jak fragment Biblii – „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”, ale patrząc na Twoje zdjęcia, czuć w nich seksualność, cielesność, nawet fetysz. Co chciałeś powiedzieć tym zestawieniem?

Chciałem skonfrontować jedno z najbardziej znanych przykazań z tym, czego najbardziej się boimy – z naszą własną seksualnością. W kulturze, przez lata fetysz i pożądanie traktowane były jak coś zakazanego, jak grzech. A to przecież naturalny język ciała, którego nie da się uciszyć. Dlatego sięgnąłem po przykazanie, które w dzieciństwie słyszeliśmy w kościele, i zderzyłem je z nagim gestem.

Moje zdjęcia są o tym, że ciało może być „bogiem”. Może być świątynią, spowiednikiem, manifestem. Każdy detal – ręka na skórze, wygięte plecy – to nie pornografia, ale wyznanie. To sposób, żeby odzyskać wolność, której często boimy się dotknąć.
Mam 24 lata, od siedmiu lat pracuję z obrazem – od mody, przez projekty artystyczne, po artystyczne produkcje filmowe czy reklamowe. Współpracowałem z markami, agencjami i artystami, ale w centrum zawsze było ciało. Ta wystawa to moment, w którym postawiłem je w centrum absolutnym.

Inspirujesz się brutalizmem, klubami, estetyką przełomu lat 80/90/00. Skąd ten wybór?

Bo tamte czasy były surowe i prawdziwe. W Nowym Jorku czy Berlinie kluby stawały się świątyniami wolności. Ludzie przychodzili, żeby tańczyć, brać czy kochać się – i to wszystko naraz. Było brudno i święcie w tym samym momencie. Brutalizm to dla mnie język, który to opisuje. Surowe ściany, proste światło, zero ornamentów. Moje zdjęcia są takie same. Białe tło, ciało, gest. Zero dekoracji, zero iluzji. Wszystko odsłonięte.

Dlaczego właśnie Smolna 38?

Smolna to współczesna „katedra” Warszawy. Brutalistyczna, mroczna, związana organicznie z muzyką elektroniczną. To miejsce, które nie udaje – tak jak moja fotografia. Tam nie ma dystansu, nie ma neutralności. Smolna to przestrzeń, która żyje a nie udaje. Dlatego wybrałem ją, żeby stworzyć rytuał, a nie zwykły wernisaż. 12 września klub nie będzie klubem. Będzie katedrą. Cisza, światło, ciało.

Wystawę otworzy głos lektora czytający Twój wiersz-manifest. Co on wnosi do całości?

To tekst, który napisałem jako wprowadzenie do całego doświadczenia. Nie opisuje zdjęć, tylko tworzy ich echo. Tam są zdania takie jak: „Cisza nie potrzebuje drzwi. Palce znają alfabet, który nigdy nie był spisany. Ciało nie prosi. Ciało pamięta." To moment inicjacji – jak spowiedź, ale bez „Boga”, tylko z ciałem.

Podczas otwarcia pojawi się także performance taneczny. Jaką rolę on pełni?

Performance przygotowuje Teatr Tańca Movimiento pod kierunkiem Katarzyny Soczyńskiej. Nie chcę, żeby taniec był dodatkiem do zdjęć. On stanie się częścią tej samej opowieści. Ciała tancerek pojawią się tam, gdzie cisza spotka się ze światłem, a gest zacznie mówić więcej niż obraz. To będzie ruch balansujący gdzieś pomiędzy erotyką a modlitwą. Nie wszystko mogę zdradzić — najlepiej doświadczyć tego z wewnątrz.

Wyzwolenie, ciało, fetysz, cisza – mocne hasła. Czego oczekujesz od widza?

Nie chcę niczego od nich oczekiwać. To nie jest wystawa, która ma nauczyć albo dać odpowiedzi. To ma działać na ciało, nie na intelekt. Może ktoś poczuje podniecenie, ktoś inny dyskomfort, ktoś ulgę. I o to chodzi – żeby poczuć. Jeśli ktoś wyjdzie z myślą, że ciało może być świątynią, że fetysz nie jest grzechem, a cisza potrafi krzyczeć głośniej niż muzyka – to znaczy, że się udało.

W projekcie towarzyszą Ci stylista Piotr Borkowski i make-up artist Mateusz Czapiga. Jak ich praca wpisała się w Twoją wizję?

Tak, to moja wizja, ale jej siła polega też na tym, że nie powstaje w izolacji. Piotr Borkowski wniósł w nią doświadczenie kostiumografa – stworzył stylizacje, które są jednocześnie teatralne i ascetyczne, balansują pomiędzy fetyszem a rytuałem. Dzięki niemu ciało na zdjęciach nie jest tylko nagie, ale odziane w symbol. Mateusz Czapiga pracował nad makijażem i włosami. Jego podejście — inspirowane sceną drag, modą lat 90. i grunge’em — pozwoliło wydobyć to, co w modelu najbardziej cielesne i prawdziwe. Nie ukrywał, ale akcentował. Obaj są częścią tej opowieści. To moja narracja, ale dzięki nim obraz nabrał głębi i nowych warstw.

Jeśli miałbyś zostawić czytelników z jednym zdaniem, jednym obrazem – co by to było?

To wszystko nie jest o fotografiach, nie jest o klubie, nie jest nawet o mnie. To jest o tym, co wydarzy się w Tobie, kiedy staniesz w tej przestrzeni. Ciało nie będzie miało gdzie uciec, światło nie pozwoli się ukryć, a cisza zacznie mówić głośniej. Wtedy zobaczysz, że fetysz, wstyd i świętość są tym samym. A jeśli wyjdziesz z poczuciem, że przez chwilę byłeś nagi – nawet w ubraniu – to znaczy, że „Nie miałeś bogów przede mną”.

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...